to zapis spotkań z wyjątkowymi kobietami, które inspirują by
kochać siebie. Projekt Dove i Rossmann pokazuje piękno płynące
z samoakceptacji i dobrej relacji z własnym ciałem oraz jest zachętą do spojrzenia na siebie z czułością i dumą.
bohaterki
Nie
przeszkadza
mi, że ciało
będzie się
zmieniać
Wiktoria, 23, Sulęczyno
Marzyłam o zawodzie modelki. Gdy miałam kilkanaście lat, brak sukcesów i stres obniżyły moje poczucie własnej wartości. Byłam wówczas dla siebie niezwykle surowa. Nie akceptowałam wszelkich niedoskonałości. Porównywałam się z innymi.
Parę miesięcy temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. I to całkowicie zmieniło moją perspektywę. Jestem wdzięczna, że dzięki mojemu ciału mogę dać nowe życie. Czuję się wolna i swobodna w tym stanie. Już nie przeszkadza mi,
że ciało będzie się zmieniać. Nigdy nie czułam się tak piękna, jak teraz.
Największą inspiracją jest dla mnie mama. Doświadczyła mnóstwa ciężkich chwil i z każdej sytuacji wychodziła z podniesioną głową. Nie narzeka, nie przerzuca odpowiedzialności na innych. Poświęciła karierę zawodową na rzecz macierzyństwa. I zawsze miałam w niej pełne oparcie. Imponuje mi jej spokój i odwaga. A także dbałość o piękno. Mama robi naturalne olejki do twarzy i ciała. Nauczyła mnie dbania o cerę. W wieku czterdziestu pięciu lat jest zadbana i promienna. Przejęłam też od niej dbałość o piękne dłonie i paznokcie.
Zawsze dużo biegałam, regularnie chodziłam na siłownię. Miałam wiele planów
i marzeń. Ale w obecnej sytuacji myślę tylko o tym, by moje dziecko czuło się szczęśliwe i kochane. Pragnę, by nigdy nie było samotne. By zawsze wiedziało, że może na mnie liczyć. Będę wspierała jego pewność siebie. Chcę być zarówno mamą, jak i akceptującą przyjaciółką.
Piękno
to czysta
dusza
Lidia, 68, Kraków
Relacja z moim ciałem to historia akceptacji – przyzwyczajenie się do niedoskonałości. W młodości postrzegałam siebie jako nieatrakcyjną dziewczynę. Mój nos i policzki pokrywały ciemnobrązowe piegi. Czułam się inna. W ostatnich latach na wybiegach pojawiają się modelki z bielactwem i charakterystyczną urodą. Doceniam, że piękno zewnętrzne stało się wielowymiarowe.
Jednak dla mnie piękno to nie tylko wygląd, lecz przede wszystkim czysta dusza. Dziś dostrzegam je przede wszystkim w dobroczynności. „Żyj tak, żeby płakali po tobie, a nie przez ciebie” – powtarzała mi babcia. Niedawno, pomagając w akcji charytatywnej, poznałam panią, która marzyła o kremie przeciwzmarszczkowym. – Chciałabym znów poczuć się kobietą – powiedziała.
Sama uwielbiam długie kąpiele, sole, świece zapachowe i muzykę klasyczną. To mój rytuał regeneracji po stresującym, wypełnionym obowiązkami, dniu. Dbam o gładką skórę - lubię maski, balsamy, peelingi. Naturalne składniki pielęgnują ciało, ale przede wszystkim działają na mój umysł - staję się spokojniejsza i pewniejsza siebie. Zaczęłam zwracać uwagę na zapach, delikatność tkanin, otoczenie.
Mam sześćdziesiąt siedem lat. Z tej perspektywy patrzę na fotografie z młodości i myślę, jaka byłam piękna, choć tego nie doceniałam. Dziś koncentruję się na każdym dniu: czułości wnuków, przekazywaniu wiedzy nowym pokoleniom aktorów, kontakcie z publicznością. Wierzę w etos pracy. Elementem szczęścia jest uczciwe, efektywne wykonywanie obowiązków, niezależnie od samego zawodu.
Lubię stare mądrości, krakowskie anegdoty, artystyczne monologi. Piszę wiersze, które porządkują mi życie. Po latach zrozumiałam, że lepiej żyć wszerz, a nie wzdłuż, bo jutro może się nie wydarzyć. Chcę próbować wszystkiego, mieć odwagę wyrażania się w różnorodnych formach artystycznych. Mój tata zawsze powtarzał, że statek jest bezpieczny w porcie, ale nie po to został zbudowany. Staram się pamiętać, do kogo należą stery.
Piękno tkwi
dla mnie
w dotyku
Alicja, 26, Żory
W młodości bałam się fałdek, nie chciałam być postrzegana jako gruba czy duża. Zwłaszcza czas gimnazjum był dla mnie trudny. Rówieśnicy wyśmiewali się z mojej postury, nazywając mnie „babochłopem”. Poród zmienił mój stosunek do ciała. Po ciąży poczułam wdzięczność do mojego ciała i jego niedoskonałości.
Obecnie akceptuję także rozstępy. Już nie chcę ich retuszować. Są częścią mnie. Moje ciało pokrywają również tatuaże. Niektóre z nich oznaczają istotne etapy w życiu, na przykład działalność w harcerstwie, pseudonim męża, szczęście, wytrwałość. Przypominają o moich wartościach.
Macierzyństwo było moim największym marzeniem. Córeczka jest dla mnie spełnieniem i cudem. Korzystam z nosideł i chust, by czuć jej bliskość. Największe piękno tkwi dla mnie w dotyku. Pragnę, by córka czuła bicie mojego serca. Wzorem jest dla mnie mama. Wychowywała mnie i brata bliźniaka samotnie. A jednocześnie potrafiła stworzyć nam kochający, troskliwy dom.
Pragnę, by córka była wychowywana w podobnym do mnie duchu: „Nie warto czynić zła”, a jednocześnie umiała postawić na swoim, nie dała się wykorzystywać. By widziała, że nie na wszystko w życiu ma wpływ. I potrafiła skoncentrować się na aspektach, które naprawdę zależą od niej.
Pragnę
własnego
piękna
Anna, 31, Ksawerów
Prowadzę z partnerką kawiarnię w Łodzi. Codziennie widzę, jak wielu mieszkańców jest przytłoczonych nadmiarem obowiązków i codziennych trudności. Nie czują się piękni. Zbyt mało dziewczyn zdaje sobie sprawę, jak zachwycająco wyglądają. Staram się komplementować ich wygląd. Może dlatego, że kiedyś brakowało mi pewności siebie.
W młodości nie mogłam na siebie patrzeć. Uważałam, że mam za duże uda, za krótkie nogi. W mojej percepcji ciała wszystko było nie tak. Dużym kompleksem był mój nos. Podobny kształt ma cała rodzina od strony taty.
Zarówno w pasjach, jak i w życiu czegoś mi brakowało. Nie czułam się spełniona. Uważałam się za mało atrakcyjną kobietę, która ma trudności w relacji z drugim człowiekiem. Gdybym mogła porozmawiać z dwudziestoletnią sobą z obecnej perspektywy, powiedziałabym: „Nie bój się. Podążaj za marzeniami”.
Pewności siebie dodały mi komplementy partnerki. Znamy się wiele lat, chodziłyśmy do jednej klasy w liceum. Ale zakochałyśmy się dopiero trzy lata temu. To był proces. Każdego dnia odkrywałam cechy, które mi się w niej podobają, aż zrozumiałam, że to coś więcej niż przyjaźń. Jest dla mnie uosobieniem wrażliwości i siły.
Przy niej odkryłam moją tożsamość. Teraz myślę, że nawet ten duży nos jest częścią unikalnego piękna. Z tej perspektywy myślę, że piękno tkwi w naszym umyśle. Nie jest obiektywne, zależy od pewnego porządku w głowie. Kiedy czujesz się na swoim miejscu, barw nabierają najprostsze rutyny.
Dziś przyjemność sprawia mi zapach kawy, obserwacja wschodu słońca, poranna zmiana światła. Uwielbiam kąpiele, świece, zapach palo santo. Badania pokazują, że głaskanie zwierząt uspokaja i redukuje poziom stresu. Gdy wchodzimy na stronę schronisk, to chciałybyśmy zabrać wszystkie psy. Na razie mamy dwa – Słomkę i Yerbę.
Nie
pozwalaŁAm
mamie
wybierać
dla mnie
sukienek
Hanna, 72, Warszawa
Od zawsze czułam się piękna. Pełną akceptację wpoiła mi mama. A następnie nieżyjący już mąż, który zawsze powtarzał: „To moja żona, której towarzyszę”. Mam niezwykle skromne rytuały pielęgnacyjne. Do twarzy używam mydła oraz kremu dla dzieci. Mama dbała, by myć moje włosy w deszczówce. Stąd są silne i błyszczące. Nadal używam kosmetyków dla niemowląt, bo cenię naturalność. Dbam o perfumy.
Kocham kolory. Zachwycam się ludźmi, którzy mają własny styl. Sama w tramwajach otrzymuję wiele komplementów od ludzi, którzy cenią mój modowy sznyt. Przechodnie zwracają uwagę na fryzurę, okulary. Zwracam uwagę na jakość obuwia. Tata projektował obuwie dla fabryki w Radomiu. Był dokładny i skrupulatny.
Od dziecka mam swój styl. Nigdy nie pozwalałam mamie wybierać dla mnie sukienek. Byłam niezwykle samodzielna. Pracowałam już jako studentka prawa. W epoce gierkowskiej bywałam na wymianach w Hadze, w Strasburgu, w Brukseli. Zawsze inspirowałam się tamtejszą modą. Przywoziłam oryginalne stylizacje.
Mam siedemdziesiąt dwa lata i nadal pracuję jako adwokatka. Czuję się doskonale na rozprawach, mam dobry kontakt z sędziami. Jestem szanowana. I mam olbrzymią satysfakcję z pomocy ludziom. Widzę, że dla nich sprawy są skomplikowane i niezrozumiałe. A dzięki mnie stają się proste.
Na sali sądowej powinny panować spokój i porozumienie. Bo wtedy można realnie rozwiązać problem. Podobna atmosfera jest u mnie w domu. Uważam, że do domu należy wracać jak do wspaniałej przystani.
ZAAKCEPTOWAŁAM
siebie i swoje
ciało
Michelle, 31, Warszawa
Przed urodzeniem dzieci nieustannie byłam na dietach. Zaczęłam je stosować w wieku czternastu lat. Wewnętrznie czułam, że moje ciało dąży do naturalnej sylwetki, ale od zawsze pragnęłam rozmiaru XS. Niekiedy przez cały dzień jadłam tylko jabłko, bo wierzyłam, że dzięki temu będę piękna. Pracowałam jako modelka. Niekiedy za plecami słyszałam „za duża”. Do dziś nie znoszę szeptów.
Dopiero podczas ciąży zaczęłam dbać o odżywcze, różnorodne posiłki. Zdrowie dzieci było dla mnie priorytetem. Zaczęłam regularnie chodzić na siłownię oraz zajęcia salsy. Polubiłam masaże w spa. W ciąży na nowo pokochałam siebie. Dziś pięcioletnia córka i dwuletni syn są dla mnie całym światem.
Pochodzę z tradycyjnej rodziny. Podczas kolacji spotykamy się wszystkimi pokoleniami. Wtedy także czuję się piękna i szczęśliwa. Bo wiem, że wśród rodziny jestem bezpieczna. Największą inspiracją jest dla mnie tata. Stworzył mi duże możliwości podążania własną drogą. I cieszę się, że w końcu ją odnalazłam.
Wróciłam do pracy modelki, lecz w kategorii plus size. Uwielbiam tę pracę – stylizacje, makijaże, całą tę modową otoczkę. Teraz mam więcej zleceń. Może dlatego, że zaakceptowałam siebie i moje ciało. Zrozumiałam, że jestem piękna, tylko w innym rozmiarze.
Już nie
szukam
akceptacji
u innych
Patrycja, 34, Chorzele
Kiedyś miałam mnóstwo kompleksów. Porównywałam się do uniwersalnie pięknych kobiet. Szukałam wartości w akceptacji innych. Mój mąż zmienił nie tylko moje życie, ale także postrzeganie ciała. Jego spojrzenia i wrażliwość doprowadziły do pełnej akceptacji. Obecnie lubię odbicie mojego nagiego ciała w lustrze.
Moim priorytetem jest wychowanie córek w oparciu o mądre wartości. Piękna cera, szczupłość, doskonałe wymiary – nie chcę, by tym przesiąkły. Nie podobają mi się przekonania wpajane dzieciom w internecie. W mediach społecznościowych obserwuję narrację idealnego piękna. Mam wrażenie, że te posty mówią: „Bez dążenia do najlepszej wersji siebie jesteś bezwartościowy”. Chciałabym, by moje córki były od tego wolne. By stopniowo szukały swojej drogi i wiedziały, że piękno człowieka tkwi w głowie i sercu, a nie wyglądzie zewnętrznym. Ważne, by nie patrzyły na siebie oczami innych.
Staram się myśleć o ciele przez pryzmat jego sprawności i siły. Moim regularnym rytuałem jest szczotkowanie ciała. To pobudza krążenie krwi i limfy, a na mnie działa relaksująco. Często korzystam z sauny. Te seanse budują moją odporność i korzystnie wpływają na skórę. Moim marzeniem jest rytuał sauny norweskiej połączony z kąpielami w jeziorze. Takie sesje wspomagają układ odpornościowy i oddechowy.
Uważam, że piękno tkwi w naszym otoczeniu. Nie mam na myśli tylko ludzi. Północ budzi we mnie skojarzenie z magiczną przestrzenią, naturą oraz dbałością o ciało. Cenię czas w lesie, zapach drzew, przebijające przez gałęzie promienie słońca. Symbolem piękna są dla mnie kwiaty. Ich różnorodność, kolory, kształty. W moim domu zawsze są kwiaty.
STARAM SIĘ
BYĆ DLA
SIEBIE
ŁAGODNA
Małgorzata, 66, Warzymice
Mój ogród daje mi spokój i schronienie. Tulipany, szafirki, krokusy, pelargonie. To miejsce ma być przede wszystkim żywe – pełne barw, zapachów, tajemnic. Nie dążę do perfekcji ani symetrii.
Wyszłam za mąż w wieku dwudziestu jeden lat i jako młoda dziewczyna poświęciłam się macierzyństwu. Wtedy myślałam, że wszystko musi dziać się szybko. A małżeństwo, dzieci, dom są dla kobiety oczywistą drogą. Dzisiaj, z perspektywy sześćdziesięciu pięciu lat, doradzałabym kobietom więcej cierpliwości i czasu na rozwój duchowy i zawodowy.
Gdy czekam na powroty męża pracującego za granicą, staram się, by każdy dzień wypełniały drobne rytuały. Przez wiele lat tęskniłam, a teraz widzę, że odległość ma pewne zalety. Jesteśmy siebie ciekawi, spragnieni wspólnego czasu. Lata mijają, a mąż nadal powtarza, że jestem najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznał.
Kilka lat temu zdiagnozowano u mnie raka piersi. Przetrwałam i teraz postrzegam świat w inny sposób. Gdy rano wstaję i czuję, że moje ciało jest silne, a umysł spokojny, dziękuję za możliwość kolejnego dnia w zdrowiu. Zaczynam dzień od kilku szklanek wody z dodatkiem kurkumy i świeżych warzyw. Odżywia mnie kąpiel z płatkami magnezu. Staram się być dla siebie łagodna. Codziennie spaceruję, dbam o ciszę, czytam literaturę piękną, chodzę na jogę i słucham podcastów.
Mam wspaniałe życie, a moje jedyne marzenie to zdrowie. Dbałość o nie oraz codzienne nawyki przejęłam po rodzicach. Mój dziewięćdziesięcioletni tata jest postawny, pełen życia i energii. Zawsze był silny, żadnego narzekania, żadnych wymówek. Mama była delikatna i piękna. Miała ładne dłonie, zadbane paznokcie, które zawsze malowała na czerwono. Była elegancka, nawet kiedy chorowała. Nauczyła mnie, że życie trzeba celebrować w każdej drobnej przyjemności.
Nie wszystko jest proste, ale to, co najpiękniejsze, jest blisko. Wystarczy się zatrzymać i dostrzec naturę, ludzi, zwierzęta. Nasza codzienność jest magiczna w każdym elemencie życia.
Piękno to
dla mnie
umiejętność
balansu
Oliwia, 18, Zebrzydowice
Parę lat temu miałam problem z akceptacją własnego ciała. Problem wynikający ze stanu mojej cery i porównywania się z idealnym sylwetkami w świecie wirtualnym. Teraz bardziej akceptuję siebie. Widzę, że podobam się osobom, które mnie kochają. I na tym się koncentruję.
Mimo młodego wieku mam już swoje rytuały. Co tydzień nakładam maseczki, regularnie stosuję peelingi i odżywcze kremy. Szczególnie zależy mi, by moje włosy były zdrowe, naturalne i lśniące.
Chodzę na siłownię, gram w koszykówkę, żegluję. Lubię, gdy otaczają mnie osoby inspirujące i imponujące pasjami. Wówczas dostrzegam moje możliwości. Nie chciałabym, by przyszła praca pogrążyła mnie w rutynie. Pragnę całe życie zdobywać nowe umiejętności. Istotną wartością jest dla mnie także wolność. Mieszkam w małej, otoczonej lasami, miejscowości. Tutejsza roślinność i zwierzęta są jak z bajki.
Tata nauczył mnie bycia miłym dla ludzi, bo nigdy nie wiemy, jaki kto bagaż dźwiga na swoich barkach. Mama przekazała, by znaleźć niezależną drogę, pielęgnować miłość i zobowiązanie, ale dbać o swój rozwój. Lubię obserwować energię i radość mamy wkładaną niemal w każdą czynność. Zachwyca się ludźmi, sztuką, przygotowaniem posiłków. Tata wstaje o piątej rano i słucha świergotu ptaków. Zwraca uwagę na kolory nieba. Kocham to ich zafascynowanie codziennością. Piękno to dla mnie umiejętność balansu.
Piękno
tkwi dla
mnie w
determinacji
Małgorzata, 45, Jelenia Góra
W wieku dwudziestu jeden lat, w wypadku samochodowym, złamałam kręgosłup. Przez osiem dni byłam w śpiączce. Od dwudziestu pięciu lat nie chodzę. Czuję wdzięczność, że przeżyłam.
Przed wypadkiem miałam kompleksy. Zastanawiałam się, jak wyglądam, czy ładnie się wypowiadam. Czułam się gorsza od pięknych, inteligentnych dziewczyn z dużych miejscowości. Sama dorastałam na prowincji. Byłam onieśmielona i niepewna. Po wypadku zrozumiałam, że moje kompleksy nie miały żadnego znaczenia. Byłam sprawna, zdrowa, a zupełnie o tym nie myślałam.
Teraz piękno tkwi dla mnie w spokoju, delikatności i determinacji. Regularnie chodzę na masaż kobido, nie tylko ze względu na efekt wygładzonej skóry, ale także głębokie wyciszenie i uspokojenie. Przyjemność sprawiają mi zapachy korzenne. Nie używam wielu kosmetyków, ale ze względu na suchą skórę zawsze mam w domu serum i olejki.
Nie lubię rutyny i stagnacji. Projektuję wnętrza. Moje doświadczenie pomaga mi w zaprojektowaniu przestrzeni dla osób z niepełnosprawnością. Lubię natomiast spędzać czas wśród natury. Cenię ludzi skupionych na pasji, bezproblemowych, mających energię dla innych. Kocham jazdę na nartach. Natura, przestrzeń, luz. Inni narciarze machają do mnie, podnoszą kciuki w górę. Wtedy czuję, że żyję. Bycie w ruchu sprawia mi niezwykłą przyjemność.
Przestałam
aspirować do
doskonałości
Anna, 50, Grzebowilk
Gdybym mogła porozmawiać z piętnastoletnią sobą, powiedziałabym: „Nie zwracaj uwagi na to, co myślą o tobie inni”. Teraz przekazuję córce i synowi, by nie porównywali się z innymi, tylko szli własną drogą.
Mam wrażenie, że od kilku lat konsekwentnie poznaję siebie i swoje potrzeby. Fotografia i karate są moim azylem. Zaczęłam inaczej patrzeć na swoje ciało, marzenia i miejsce w świecie. Dawniej nie lubiłam swojego odbicia w lustrze. Nie chodziło o to, że byłam za gruba czy zbyt chuda. Po prostu nie lubiłam na siebie patrzeć.
W młodości, ze względu na wadę słuchu, bałam się dyskusji. Miałam trudności komunikacyjne. Obawiałam się nowych spotkań. Mam obustronny niedosłuch i wszczepione implanty ślimakowe. Gdy się stresuję, mówię niewyraźnie. Wśród artystów fotografików poczułam się bezpieczna i akceptowana. Wcześniej myślałam, że jestem introwertyczką. Zrozumiałam, że pragnę przebywać z ludźmi, ale otwartymi i wyrozumiałymi. Teraz kocham słuchać innych.
Kiedy wchodzę na matę, wszystko znika. Skupiam się na każdym ruchu. Czuję siłę i spokój. Karate to droga konsekwencji i samodyscypliny. Wymaga zespolenia umysłu z ciałem. W życiu, tak jak w sporcie, cenię rutyny – zapach porannej kawy, którą mąż przynosi mi do łóżka, wspólne posiłki z dziećmi, obserwowanie kwiatów i roślin. Przyjemność cielesną sprawiają mi zwykłe rytuały – poranna pielęgnacja, łagodny krem. Lubię moment oczyszczenia i odświeżenia skóry. Doceniam kąpiele i masaże.
W końcu polubiłam ciszę. Tę chwilę, gdy zdejmuję aparaty słuchowe. Zostaję sama z moimi myślami i fantazjami. To moment, w którym nie ma miejsca na rozpraszacze. Jestem całkowicie obecna. Przestałam aspirować do doskonałości.
Zawsze lubiłam
swoje
ciało
Justyna, 32, Kielce
Piękno odnajduję w byciu matką. Moim priorytetem jest czas z partnerem, córką oraz modlitwa. Najtrudniejszą sytuacją w życiu była utrata pierwszej ciąży. Poczułam wtedy wsparcie Boga. Od tego czasu modlitwa jest dla mnie najpiękniejszym rytuałem. Czuję wówczas bliskość i moc.
Zawsze lubiłam swoje ciało, z trudnością odnajdywałam za to piękno w umyśle. Mój partner często powtarza, że najbardziej podobam mu się o poranku, jeszcze bez makijażu. Przyjemność sprawia mi czas w łazience. Proste rytuały – długi prysznic, maseczki, balsamy – przywracają mi energię. Nie chodzi nawet o same produkty, tylko o uczucie, że zadbałam o siebie. Dbam o spacery. Razem z partnerem cenimy zwykły hamak, świergot ptaków, szum potoku i wiatru.
Ostatnio nauczyłam się wyłączać telefon, by zregenerować umysł. Źle działa na mnie nadmiar bodźców i powiadomień. Mocno przeżywam emocje innych ludzi. Obecne czasy są dla mnie wyzwaniem, niezależnie od tego, czy wydarzenia dotykają mnie bezpośrednio. Pragnę świadomości, skąd się biorą moje emocje, dlaczego zachowuję się w określony sposób. Wiem, że mam ogrom empatii, a chciałabym budować również siłę.
Gonitwa myśli ustaje, gdy rysuję. Jestem samoukiem. Pragnę rozwijać tę pasję. Inspirują mnie ludzkie portrety. Jest w nich historia i głębia. Dla mnie twarz każdego człowieka jest niezwykle piękna. Zrozumiałam, że piękno tkwi także w drodze, w stopniowym odkrywaniu naszych potrzeb i możliwości.
Pragnę, by moja córka była szczęśliwa, empatyczna, ale też stanowcza. Marzę, by nie bała się wyrażać własnych opinii, czuła się sprawcza i odważna. Bo myślę, że piękno to bycie silnym i wrażliwym jednocześnie.
moje ciało
nie jest
idealne,
ale nic w życiu
nie jest
Agnieszka, 35, Kopanino
Cenię swoje ciało. Nie jest idealne, ale nic w życiu nie jest. Doceniam, że jest zdrowe i silne. Przyjemność sprawiają mi lekkie kosmetyki na bazie cytrusów i cynamonowe świece. Nie skupiam się na przemijających modach. Cenię naturalność, dom, przyrodę. Radość dostrzegam w powtarzających się rutynach. Mój rytuał piękna to po prostu cisza, spokój i świece.
Mieszkamy blisko lasu, zatem staram się dbać o ptaki i jeże. Zwierzęta to nasi przyjaciele i szczególnie szanuję ludzi, którzy o nie dbają. Jestem weterynarzem. Gdy mam w pracy trudny przypadek, idę na spacer i obserwuję korony drzew. Zauważyłam, że wiatr działa na mnie kojąco i uspokajająco. Czasem zamyślam się całkowicie, obserwując mrówki. To mój rodzaj medytacji. Wychodzę z lasu zregenerowana.
Na co dzień czuję się przede wszystkim spełniona i szczęśliwa. Mam artystyczną duszę – gram na perkusji, lubię beatbox. Mój mąż jest opiekuńczy, otwarty, muzykalny. Jestem przy nim wolna i bezpieczna jednocześnie. Najbardziej rozczula mnie, gdy mój czteroletni synek próbuje nowych rzeczy. Lubię obserwować jego zdeterminowany wyraz twarzy. Odnajduję się w roli mamy.
Praca, mimo wielu wyzwań, jest satysfakcjonująca i wypełniona znaczeniem. Lubię przekazywać wiedzę weterynaryjną studentom. Staram się rozwijać, czytać dodatkowe informacje, by zaskakiwać ich wiedzą. Mówię o chwilach największej satysfakcji, ale też o swoich błędach, o tym co mi nie wyszło. Mam nadzieję, że oni moich błędów już nie popełnią.
Nigdy nie
czułam się
niewystarczająca
Aneta, 47, Warszawa
Całe życie walczyłam, by być wolną i niezależną kobietą. Choć nigdy nie czułam się niewystarczająca. Od dziecka byłam pewna siebie. Prawdopodobnie dzięki rodzicom, którzy skupiali się na pozytywnych stronach mojego charakteru oraz wyglądu. Akceptuję siebie w stu procentach.
Do pielęgnacji staram się podchodzić holistycznie. Zależy mi, by jak najdłużej cieszyć się zdrowymi, błyszczącymi włosami. Nie używam prostownic i lokówek, staram się, by włosy schły naturalnie. Przyjemność sprawiają mi masaże, najlepiej czekoladą lub ciepłymi kamieniami. Wierzę w moc snu. Widzę, jak sen koreluje z promienną, zdrową cerą. Dbam o odżywcze kremy nawilżające. I oczywiście cały rok używam balsamów z wysokim filtrem przeciwsłonecznym. Mam żelazną zasadę: nigdy nie śpię w makijażu.
Przyjaciele mówią, że jestem jak bohaterka Czterdziestolatka, która żadnej pracy się nie bała. Lubię życie w drodze. Zwiedziłam kilkadziesiąt krajów. Kilka lat mieszkałam w Japonii. Pracowałam jako tłumaczka japońskiego, stewardessa, event managerka, restauratorka, tancerka, specjalistka ds. ekonomiczno-administracyjnych… Obecnie pracuję jako fotografka.
Świetnie czuję się wśród energii kobiet. Cenię wspólną inspirację i motywowanie do działania. Z moimi przyjaciółkami regularnie organizujemy wspólne wieczory. Dobre jedzenie, omawianie licznych przygód i podróży, wielogodzinne rozmowy. Jesteśmy ze sobą do bólu szczere, a jednocześnie lojalne i wspierające. Imponują mi ich osiągnięcia połączone ze skromnością i pięknem.
Mam czterdzieści siedem lat i gdy patrzę wstecz, akceptuję całość mojego życia: ogrom doświadczeń i unikalnych spotkań. Jestem wdzięczna zarówno za dobre, jak i złe emocje, bo całość zbudowała moją siłę i życiową odporność.
autorki
Justyna Kopińska
dziennikarka, reportażystka
Wywiady przeprowadzone przez Justynę Kopińską pokazują unikalną tożsamość każdej z bohaterek, jednocześnie w każdej historii pozwalając nam znaleźć coś, z czym łatwo się utożsamić.
Piękno, dobro, spokój - te wartości rzadko występują na łamach mediów. Chciałam, by zostały wypowiedziane. Pytałam bohaterki o to, co w sobie lubią? Co sprawia, że czują się piękne? Kiedy się uśmiechają? Chciałam, żeby ich historie dostarczyły energii także innym.
zuza krajewska
fotografka
Na hipnotyzujących, opowiadających całe historie, zdjęciach Zuzy Krajewskiej każda z bohaterek jest sobą. Widzimy je tak, jak one widzą siebie na co dzień - bez retuszu, udawana kogoś innego.
Często słyszę, że mój aparat patrzy na ludzi z czułością. Myślę, że to przez to, że chciałabym, żeby sami popatrzyli z czułością na siebie i dostrzegli swoje unikalne piękno.
o projekcie
Autorki Albumu Piękna odbyły niezwykłą podróż przez Polskę, spotykając bohaterki w jej najdalszych zakątkach.
Obejrzyj video dokumentujące proces powstawania tego wyjątkowego
projektu i posłuchaj, co mówią o nim Zuza Krajewska i Justyna Kopińska.
wspólna misja
dove i rossmann
W tym albumie spotykają się misje marek Dove i Rossmann. Łączy je chęć towarzyszenia kobietom na co dzień w ich drodze do pokochania i docenienia samych siebie. Razem chcemy pokazać, że każdy krok w stronę samoakceptacji ma ogromne znaczenie. Mamy nadzieję, że ten album stanie inspiracją do tego, by każda kobieta chciała z dumą pokazywać swoje prawdziwe piękno.